Nasz profil LinkedIn

O sygnalistach słów kilka — czy polskie prawo faktycznie bardziej chroni trzodę chlewną niż polskiego pracownika?

Blog

Czas potrzebny na przeczytanie: ~6 minut

Po „jedynie” dwóch i pół roku opóźnienia, ustawa o ochronie sygnalistów opuści polski Parlament i trafi na biurko Prezydenta. Droga, którą pokonała ustawa, była wyboista i na jej finiszu nie obyło się bez emocjonalnych uniesień. Kto popsuł, a kto naprawił tę ustawę? I czy prawidłowo oddaje ona ducha unijnej dyrektywy?

Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/1937 z dnia 23 października 2019 r. w sprawie ochrony osób zgłaszających naruszenia prawa Unii (tzw. sygnalistów) zobowiązała państwa członkowskie do jej transpozycji do ich krajowych porządków prawnych do dnia 17 grudnia 2021 r. Po dwóch i pół roku od tej daty, Sejm przyjął w końcu polską ustawę o ochronie sygnalistów. Nie obyło się jednak bez kontrowersji.

Unijna dyrektywa w artykule 2 określa katalog naruszeń które miałyby podlegać zgłoszeniom przez sygnalistów. Do tego katalogu zaliczyć należy naruszenia dotyczące takich dziedzin jak zamówienia publiczne, pranie pieniędzy, bezpieczeństwo transportu, ochrona środowiska, bezpieczeństwo żywności, zdrowie i dobrostan zwierząt, zdrowie publiczne, ochrona konsumentów, ochrona prywatności i danych osobowych. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej poszło jednak o krok dalej i do tego katalogu chciało dorzucić w projekcie polskiej ustawy „prawo pracy”.

Biorąc pod uwagę jak szerokim pojęciem jest „prawo pracy”, pomysł ten od razu wydał się karkołomny. Dokładając do tego, że wbrew dyrektywie, rząd zrezygnował z pomysłu, aby ochroną zostali objęci wyłącznie sygnaliści zgłaszający naruszenia  mogące wywołać szkodę dla „interesu publicznego” (a tym samym zgłoszenia mogłyby dotyczyć naruszeń interesu prywatnego), Rzecznik Praw Obywatelskich oraz Inspekcja Pracy, jako organy które byłyby zaangażowane w rozpatrywanie tych zgłoszeń, mogłyby zostać zalane sygnałami od pracowników poszukujących ochrony przed zwolnieniem.

W praktyce każdy pracownik, zachowując pełną anonimowość, mógłby donieść na pracodawcę. I zasadniczo nie jest istotne czy faktycznie prawo pracy zostało naruszone, czy też chce zrobić pracodawcy na złość. Sygnalista bowiem podlega ochronie pod warunkiem, że miał uzasadnione podstawy sądzić, że informacja będąca przedmiotem zgłoszenia jest prawdziwa w momencie dokonywania zgłoszenia. Ale w jaki sposób i w oparciu o jakie przesłanki miałaby być dokonywana weryfikacja czy pracownik „miał uzasadnione podstawy sądzić” że zgłaszana informacja jest prawdziwa? Tego nie wiadomo.

Na marginesie warto wskazać, że w toku prac nad projektem ustawy skrzętnie zostało przemilczane stanowisko jednego z organów, który powinien mieć najwięcej do powiedzenia w zakresie ochrony pracowników, a mianowicie Państwowej Inspekcji Pracy. W swoim stanowisku z 13 marca 2024 r. PIP krytycznie odniósł się do pomysłu wprowadzenia prawa pracy do ustawy. Oprócz rozważań dotyczących usunięcia  z ustawy wymogu dot. interesu publicznego, PIP wskazał, że „istnieje poważne ryzyko, że rozwiązania przyjęte w projektowanej ustawie będą wykorzystywane w sporach pracowniczych jedynie w celu objęcia ochroną i spowodują znaczne zwiększenie liczby skarg wpływających do Państwowej Inspekcji Pracy, także w sprawach, które ze swej istoty mają charakter sporny, w których inspektor pracy ma ograniczone możliwości działania (np. dyskryminacja, mobbing), a ostateczne rozstrzygnięcie należy do sądu pracy.”

Ale wracając do procesu legislacyjnego. Projekt ustawy trafił do Senatu, gdzie Senatorowie podjęli próbę jego naprawy, poprzez usunięcie z niego prawa pracy. Jako uzasadnienie wskazali, że dyrektywa unijna nie przewidywała prawa pracy jako dziedziny, której naruszenie podlegałoby zgłoszeniom. Jednocześnie Senatorowie słusznie podnieśli, że pominięcie prawa pracy było celowym zabiegiem — zarówno unijne prawo pracy, jak i polski Kodeks pracy zawierają już szereg gwarancji chroniących pracowników ujawniających naruszenia prawa pracy przed odwetem ze strony pracodawców.  Na koniec wskazano, że w obowiązującym w Polsce systemie prawnym funkcjonują już ścieżki umożliwiające informowanie o naruszeniu prawa w miejscu pracy (np. w ramach skargi pracowniczej do Państwowej Inspekcji Pracy).

Projekt ustawy z poprawkami Senatu wrócił następnie do Sejmu, gdzie Marszałek skierował go do Komisji Polityki Społecznej i Rodziny w celu rozpatrzenia. I dopiero tu zaczęły się emocje.

Na posiedzeniu Komisji obecna była m.in. Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, która już na wstępie zaznaczyła, że projekt ustawy który wyszedł z Senatu „bardziej chroni trzodę chlewną niż polskiego pracownika”. Jej zdaniem usunięcie prawa pracy z ustawy dot. ochrony sygnalistów spowoduje, że nie będą podlegać ochronie pracownicy dokonujący zgłoszeń dotyczących naruszeń związanych z bezpieczeństwem i higieną pracy, molestowaniem, dyskryminacją, nierównym traktowaniem. Choć naturalne jest — w jej ocenie — że takiej ochronie powinni podlegać na gruncie ustawy o sygnalistach. Za to ochronie będą podlegać pracownicy hodowli, którzy zgłoszą złe traktowanie zwierząt.

Argumentacja ta nie przekonała jednak posłów, którzy na posiedzeniu Sejmu w dniu 14 czerwca 2024 r. przyjęli poprawki Senatu. W konsekwencji, ustawa o ochronie sygnalistów, która trafi na biurko Prezydenta nie będzie przewidywała ochrony osób zgłaszających naruszenia prawa pracy.

Nie sposób przy tym przejść obojętnie obok komentarza, który zamieściła Pani Ministra na platformie X po głosowaniu w Sejmie. Podniosła, że posłowie zagłosowali „przeciwko pracującym, wybijając zęby ustawie o ochronie sygnalistów”. I w tym miejscu należy postawić pytanie — czy projektodawcy sami nie „wybili zębów ustawie” i „nie wylali dziecka z kąpielą”?

Wprowadzenie do ustawy ochrony sygnalisty w razie zgłoszenia naruszenia prawa pracy było zdecydowanie zbyt szerokie. Czy nie lepiej byłoby doprecyzować te zapisy i skupić się na poszczególnych elementach związanych z prawem pracy? I nie chodzi tu o molestowanie, nierówne traktowanie czy dyskryminację — pracownik dokonujący zgłoszenia tych naruszeń podlega już bowiem ochronie przed odwetem pracodawcy na gruncie art. 183e Kodeksu pracy. Ponadto, takie naruszenia nie mają zazwyczaj charakteru publicznego (a taki powinien podlegać ochronie zgodnie z dyrektywą), lecz stanowią naruszenie interesów indywidualnych, prywatnych, które — jak słusznie wskazał PIP w swoim stanowisku — powinny być rozwiązywane na drodze sądowej.

Głównym powodem pojawiającym się w debacie parlamentarnej, dla którego prawo pracy miało znaleźć się w ustawie, było objęcie ochroną sygnalistów zgłaszających naruszenia z zakresu BHP. Czy zatem nie lepsze byłoby wpisanie do ustawy wprost „bezpieczeństwa i higieny pracy” jako kategorii, której naruszenia mogą być zgłaszane przez sygnalistów? Jest wysoce prawdopodobne, że taki zapis nie wzbudziłby kontrowersji i wszyscy politycy — ponad podziałami — zagłosowaliby za jego przyjęciem. Zwłaszcza w świetle ostatnich doniesień medialnych na temat różnych rażących naruszeń zasad BHP, w tym np. na budowie kompleksu petrochemicznego Olefiny III pod Płockiem.

Wpisanie BHP do ustawy o sygnalistach nie oznacza oczywiście, że bez tej ustawy pracownicy nie mogli dokonywać zgłoszeń takich naruszeń. Mogli, ale nie korzystali przy tym z anonimowości jaką daje ustawa, a tym samym mogli narazić się na nieprzyjemne konsekwencje ze strony pracodawcy.

Podsumowując, usunięcie tak szerokiej kategorii jak prawo pracy z ustawy o ochronie sygnalistów było z jednej strony słuszne, ponieważ uchroni RPO, PIP oraz pracodawców przed zalewem zgłoszeń, które w ogóle nie powinny mieć miejsca (te zaś zgłoszenia, które są rzeczywiste i powinny zostać podjęte przez odpowiednie do tego organy lub sądy, mogą zostać zgłoszone na podstawie już funkcjonujących przepisów prawa I to bez obawy przed odwetem ze strony pracodawców). Z drugiej zaś strony wybito ustawie ząb w postaci zgłoszeń dotyczących naruszeń zasad BHP, co do których — jak słusznie wskazano podczas obrad Komisji — często panuje „zmowa milczenia” wśród pracowników obawiających się zwolnienia.

Napisany przez

Bartosz Góźdź

Opublikowany

Pexels Josh Hild 1270765 2422270

Zostaw pierwszy komentarz