Nasz profil LinkedIn

Co można zarzucić tradycyjnemu formułowaniu zarzutów?

Blog

Czas potrzebny na przeczytanie: ~8 minut

Nie trzeba szczególnie uzasadniać, jak ważną rolę we wszelkich środkach zaskarżenia odgrywają zarzuty. To na nich skupia się przede wszystkim uwaga sądu odwoławczego (nawet gdy ponownie rozpoznaje sprawę merytorycznie). To one kierunkują jego myślenie o sprawie.

Czy jednak formułujemy zarzuty w sposób optymalny? Nie chodzi przy tym o ich trafność (ta zależy oczywiście od faktów danej sprawy: ten sam zarzut w jednym przypadku może być trafny, w innym nie). Nie chodzi też o ujęcie w zarzucie wszystkich pożądanych elementów (wskazania naruszonego przepisu, opisu sytuacji, w której doszło do naruszenia, wyjaśnienia, jak w takiej sytuacji powinien prawidłowo postąpić sąd). Chodzi o samo językowe sformułowanie zarzutu, tak żeby był jak najłatwiej zrozumiały dla sądu odwoławczego.

Bo taki w gruncie rzeczy (pomijając, że to wymóg formalny) jest cel stawiania zarzutów. Nie przekonamy sądu odwoławczego do naszego punktu widzenia, jeśli ten nie będzie dobrze rozumiał, jaki on w ogóle jest. A jeśli nie będzie to dla niego jasne już po samym przeczytaniu zarzutów — mniejsze będą także szanse, że przekona go uzasadnienie pisma. Przy jego czytaniu nie będzie się bowiem skupiał na naszej argumentacji, tylko (w najlepszym przypadku; o ile całkiem się nie zniechęci) na zrozumieniu, do czego ta argumentacja tak naprawdę się odnosi. Znaczenie ma więc nie tylko to, co ujmujemy w zarzucie, ale i to, jak to robimy.

Tradycyjnie robi się to mniej więcej tak:

Zaskarżonemu [wyrokowi/postanowieniu/innemu orzeczeniu] zarzucam…

Już tu jest pierwsza nieracjonalność. Popełnić uchybienie i naruszyć jakiś przepis może przecież tylko sąd, a nie jego orzeczenie. Oczywiście wiadomo, że takie sformułowanie jest tylko skrótem myślowym. Nie ma jednak uzasadnienia, żeby go stosować, gdy tak łatwo go zastąpić sformułowaniem ścisłym, a wcale nie dłuższym, np. „Sądowi I instancji zarzucam…” Ale idźmy dalej. Zależnie od tego, czy chodzi o naruszenie prawa procesowego, czy materialnego i o jaką postać tego ostatniego, rozwinięte zarzuty mogą mieć następującą postać:

Zaskarżonemu wyrokowi zarzucam:

1.  naruszenie art. X k.p.c. poprzez [błędne zrobienie A], podczas gdy [prawidłowe było zrobienie B];

2.  naruszenie art. X ustawy Y przez błędną jego wykładnię polegającą na przyjęciu, iż (…), podczas gdy prawidłowa wykładnia tego przepisu powinna polegać na przyjęciu, iż (…), albowiem (…);

3.  naruszenie art. X ustawy Y przez niezastosowanie tego przepisu w stanie faktycznym sprawy i w konsekwencji uznanie, że [A], podczas gdy [z takich to a takich względów przepis podlegał zastosowaniu], w konsekwencji czego należało uznać [że nie A, tylko B].  

Każdy z tych przykładowych zarzutów (tak samo jak zarzuty spotykane w środkach zaskarżenia w praktyce) to jedno wielokrotnie złożone i bardzo długie zdanie. Co mówi o wielokrotnie złożonych i bardzo długich zdaniach nauka: językoznawstwo, retoryka, kognitywistyka? Że na ogół są trudne do przeczytania i zrozumienia.

We wszystkich tych przykładach występują też takie słowa, jak „naruszenie”, „uznanie”, „przyjęcie”, „zastosowanie”, „niezastosowanie”, ogólnie: „zrobienie” lub „niezrobienie” czegoś. Są to rzeczowniki odczasownikowe (rzeczowniki utworzone poprzez dodanie do tematu czasownika końcówki fleksyjnej -anie, -enie lub -ecie), w ostatnim czasie znane szerzej pod nazwą „rzeczowników zombie”. Jaki jest skutek ich używania? Zgodny z ich nazwą: zombie to martwe istoty, więc ich zastosowanie odbiera tekstowi życie, czyli plastyczność i dynamikę. Przez to staje się on bardziej suchy i nudny, a jednocześnie zagmatwany. Tym bardziej, że użycie jednego zombie często pociąga za sobą użycie kolejnego („niezastosowanie i w konsekwencji uznanie”), co jeszcze tekst wydłuża. Finalny efekt? Zdania, w których występują rzeczowniki zombie, są na ogół trudne do przeczytania i zrozumienia. A w każdym razie trudniejsze od tych, w których takie słowa nie występują.

Wychodzi na to, że taki sposób formułowania zarzutów nie jest optymalny: nie ułatwia sądowi pracy (łatwego zrozumienia naszych pism), a więc nam wygrywania spraw.

Wymusza go jednak stosowana na początku formuła „zaskarżonemu wyrokowi/sądowi I instancji zarzucam”. Z formułą tą wiąże się jeszcze jeden negatywny efekt, szczególnie widoczny, gdy pismo z środkiem zaskarżenia jest dłuższe: zerwanie ciągłości logicznej między początkiem pisma a poszczególnymi zarzutami. Na piątej czy dziesiątej stronie petitum apelacji w sprawie gospodarczej żaden czytelnik nie ma już mentalnej energii, żeby pamiętać, że na stronie pierwszej był czasownik „zarzucam”, wskazujący, że to pełnomocnik skarżącego — żywa osoba — coś robi. Zamiast tego ma przed sobą już tylko wiszące w powietrzu zarzuty, których nie otwiera żadna czynność, tylko martwy rzeczownik: „naruszenie”. A choć czytając zarzuty nie jesteśmy tego świadomi (po prostu źle nam się czyta), to żeby połączyć w myśli takie fragmenty tekstu z wykonawcą czynności wskazanym na wstępie (czego potrzebujemy, żeby rozumieć) – trzeba wykonać pracę mentalną. A to męczy. Niewątpliwie zaś nie powinniśmy męczyć sędziów ponad potrzebę.    

Skoro tradycyjna formuła otwierająca powoduje tyle problemów, a jednocześnie nie stoi za nią nic więcej poza przyzwyczajeniem (w każdym razie ja nic więcej nie widzę), to może przyszła pora, żeby po prostu z niej zrezygnować? Ściśle rzecz biorąc, należałoby tak ją przeformułować, żeby później dało się ująć zarzut w kilku krótszych zdaniach. Mogłoby to wyglądać np. tak:

Zarzucam, że w zaskarżonym wyroku:

1.  Sąd I instancji naruszył art. X k.p.c. [Zrobił bowiem błędnie A. Tymczasem należało zrobić B].

2.  Sąd I instancji naruszył art. X ustawy Y przez jego błędną wykładnię. Przyjął bowiem [znaczenie A], gdy z treści przepisu wynika [znaczenie B]. Jest tak, ponieważ (…).

3.  Sąd I instancji naruszył art. X ustawy Y, ponieważ go nie zastosował. W efekcie uznał, że [A]. Tymczasem z uwagi na [takie to a takie względy] należało go zastosować i uznać, że [nie A, tylko B].  

W przypadku zarzutów prawa materialnego można pójść jeszcze dalej i w punktach 2 i 3 powyżej napisać odpowiednio: „Sąd dokonał błędnej wykładni art. X” i „Sąd błędnie nie zastosował przepisu X”.

Do tego przy formułowaniu zarzutów należałoby unikać rzeczowników zombie i innych zabiegów utrudniających zrozumienie tekstu, jak np. nadużywanie strony biernej, oddalenie podmiotu i orzeczenia w zdaniu itd. (to jednak temat na odrębny tekst, pewnie nie jeden). Należy się także starać, żeby zarzut zawierał tyle informacji, żeby był zrozumiały sam w sobie – bez sięgania do innych fragmentów pisma. Oczywiście czasem trzeba będzie zrezygnować: przy skomplikowanych sprawach i wielopiętrowych naruszeniach zarzut może wyjść za długi. Ale próbować zawsze warto. I w końcu, tak samo jak we wszystkich innych częściach pisma, powinniśmy wystrzegać się w zarzutach elementów zbędnych. 

Jaki mógłby być tego efekt w porównaniu do sposobu tradycyjnego — proponuję prześledzić na w pełni skonkretyzowanych przykładach (wziąłem je z suplementu do książki M. Manowskiej Apelacja w postępowaniu cywilnym, wyd. 4, Warszawa 2017).

Przykład 1. Zarzut naruszenia prawa procesowego w sprawie, w której powód dochodził odszkodowania za wykładzinę zachlapaną farbą przez pozwanego przy wykonywaniu umowy o dzieło — pomalowanie lokalu powoda, a sąd oddalił powództwo, uznając, że powód w żaden sposób nie udowodnił zawarcia umowy o dzieło.

Wersja tradycyjna (74 słowa, jedno zdanie)

Zaskarżonemu wyrokowi zarzucam naruszenie art. 230 w zw. z art. 229 k.p.c. i art. 232 zd. 1 k.p.c. przez pominięcie, że fakt zawarcia pomiędzy stronami umowy o dzieło został przez pozwanego przyznany w sposób dorozumiany, gdyż pozwany nie wypowiedział się co do tej okoliczności, a wdał się w spór co do wysokości szkody, przez co fakt zawarcia umowy nie wymagał dowodzenia, a zatem strona powodowa nie naruszyła obowiązku udowodnienia okoliczności istotnych dla rozstrzygnięcia sprawy.

Wersja zmodyfikowana (80 słów, pięć zdań)

Zarzucam, że w zaskarżonym wyroku Sąd Rejonowy naruszył art. 230 w zw. z art. 229 k.p.c. i art. 232 zd. pierwsze k.p.c. Uznał bowiem, że powód nie wykazał zawarcia z pozwanym umowy o dzieło, z której nienależytego wykonania wywodzi swoje roszczenie. Tymczasem fakt zawarcia tej umowy przyznał w dorozumiany sposób sam pozwany. Nie zaprzeczył mu bowiem, tylko od razu wdał się w spór co do wysokości szkody. Zgodnie z ww. przepisami fakt zawarcia umowy nie wymagał w takiej sytuacji dowodzenia.

Przykład 2. Naruszenie prawa materialnego w sprawie, w której powód dochodził zapłaty odsetek od zapłaconej przez pozwanego z opóźnieniem ceny sprzedaży wyrobów dostarczonych mu przez powoda w ramach prowadzonej przez obie strony działalności gospodarczej. Sąd oddalił powództwo, uznając, że skoro roszczenie główne podlegałoby 2-letniemu przedawnieniu, o jakim mowa w art. 554 k.c. (roszczenia z tytułu sprzedaży dokonanej w zakresie działalności przedsiębiorstwa sprzedawcy), to na takiej samej zasadzie przedawniają się odsetki ustawowe za opóźnienie należne od takiego roszczenia głównego.  

Wersja tradycyjna (87 słów, jedno zdanie)

Sądowi Rejonowemu zarzucam naruszenie prawa materialnego przez zastosowanie w stanie faktycznym sprawy art. 554 k.c., określającego 2-letni termin przedawnienia roszczenia z tytułu sprzedaży dokonanej w zakresie działalności przedsiębiorstwa sprzedawcy, zamiast art. 118 k.c., określającego 3-letni termin przedawnienia dla roszczeń o świadczenia okresowe w sytuacji, gdy przedmiotem żądania powoda były wyłącznie odsetki ustawowe, a więc świadczenie okresowe, nie zaś roszczenie z tytułu ceny sprzedaży dokonanej przez powoda na rzecz pozwanego, oraz pomimo że roszczenie główne, od którego naliczone zostały odsetki, nie uległo przedawnieniu, gdyż zostało przez pozwanego spełnione.

Wersja zmodyfikowana (82 słowa, 4 zdania)

Zarzucam, że w zaskarżonym wyroku Sąd Rejonowy naruszył prawo materialne, bo do roszczenia powoda zastosował art. 554 k.c., określający 2-letni termin przedawnienia roszczenia z tytułu sprzedaży dokonanej w zakresie działalności przedsiębiorstwa sprzedawcy. Tymczasem powód dochodził wyłącznie odsetek ustawowych, które nie są takim roszczeniem, lecz świadczeniem okresowym. Zamiast art. 554 należało więc zastosować art. 118 k.c., określający 3-letni termin przedawnienia roszczeń o świadczenia okresowe. Ponadto roszczenie główne, od którego naliczone zostały odsetki (o zapłatę ceny sprzedaży), nie przedawniło się, gdyż pozwany je spełnił.

Ocenie Czytelników zostawiam, która z wersji — zmodyfikowana, czy tradycyjna —jest bardziej przystępna i zrozumiała.

Napisany przez

Maciej Rzepka

Opublikowany

Projekt Bez Nazwy (3)

Zostaw pierwszy komentarz